Festiwal Pięciu Smaków – dzień 1, czyli powitanie, sen i „Sen” Kim Ki-Duka

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Drogi pamiętniczku festiwalowy..

We wtorek, 26 października rozpoczęła się w Warszawie 4 edycja Festiwalu Pięciu Smaków prezentująca dorobek kinematografii azjatyckiej. W tym roku festiwal skupia się na filmach singapurskich i południowokoreańskich (Taste of Korea). Filmy wyświetlane są w Muranowie i Kino.lab. Projekcie poprzedzane są przezabawnymi koreańskimi spotami reklamowymi (widownia co rusz wybucha śmiechem).

Festiwal otworzył oficjalnie „Sen” w reżyserii Kim Ki-duka, jednego z reżyserów koreańskich, których nie trzeba przeciętnemu kinomanowi przedstawiać. Nieoficjalnie przed „Snem” zaprezentowano jeszcze „Ponad czasem” Im Kwon-taeka (nie byłam na projekcji).

Po przywitaniu widzów, organizator zapowiedział nie lada jaką niespodziankę. Tuż przed wyświetleniem najnowszego filmu Kim Ki-Duka planowana była rozmowa (przekaz audio i wideo!) z reżyserem. W Korei podobno była 2 w nocy, nic dziwnego zatem, że gdy połączono się z Kim Ki-dukiem mogliśmy oglądać tylko jego opartą o ramię głowę, ponieważ reżyser spał (i pochrapywał). Nie wiem, jak inni widzowie, ale ja się na początku zastanawiałam, czy Ki-duk nie robi się z nas żartu nawiązując do tytułu swojego filmu. Jednak, gdy organizator zadzwonił do niego na komórkę, a ten nie podnosząc głowy wyłączył telefon, byliśmy pewni, że tym razem nie uda nam się być świadkami rozmowy na żywo z twórcą „Snu”. Szkoda, bo okazja może się już nie powtórzyć.

Kim Ki-duk robi filmy skupione, dziwne, wykraczające poza naszą rzeczywistość, dotykające sensów metafizycznych. Po ich obejrzeniu mam posmak innej kultury (jak przyprawa z dalekiego kraju), wrażenie obcości niektórych elementów, ich umieszczenia w filmie. Inna estetyka, inny smak. Jako osoba z innego kręgu kulturowego, nie jestem też w stanie powiedzieć, ile z tego posmaku to kwestia osobistego wkładu reżysera, a ile – kultury koreańskiej.

„Sen” opowiada w warstwie czysto fabularnej historię 2 młodych ludzi – kobiety (Ran) i mężczyzny (Jin), których łączą.. sny tego ostatniego. To, co on wyśni, to ona zrobi (lunatykując). Oboje znaleźli się w sytuacji po zerwaniu związku: Ran zerwała z mężczyzną i twierdziła, że go nienawidzi, a Jin został opuszczony przez ukochaną, za którą cały czas tęsknił. Dla Jina jego sny były często piękne, ponieważ znowu widział ukochaną, choć zdarzało mu się śnić również napady zazdrości; dla Ran lunatykowanie podczas którego spotykała się z byłym ukochanym były nie do zniesienia. Obserwujemy próby zapanowania nad tą dziwną zależnością, coraz to bardziej krwawe. Kluczową postacią, werbalizującą zaistniałą sytuację, jest lekarka zajmująca się snami (psycholog?). Mówi ona o pozornym dualizmie, a w zasadzie o jedności świata. Czerń i biel, jawa i sen, mężczyzna i kobieta, opuszczający i opuszczony, zadający ból i przyjmujący ból – to 2 strony tego samego. Poruszająca jest scena, w której widzimy wszystkich 4 bohaterów (Ran i Jin oraz ich eks-ukochani) i te dwie pary (Ran i Jin oraz ukochany Ran i ukochana Jin) na zmianę prowadzą jedną rozmowę, przeradzającą się bardzo szybko w kłótnię. Zaczynamy się zastanawiać, czy to tak naprawdę nie jedna para, a może… jedna osoba? To by sugerowało zakończenie nawiązujące do opowieści o mędrcu Zhuangzi, który po przebudzeniu ze snu o motylu zastanawiał się, czy jest mędrcem śniącym, że jest motylem, czy może raczej jest motylem, śniącym, że jest mędrcem.

Film kontemplacyjny, jak to zwykle u Kim Ki-duka bywa, ale zasnąć na nim się nie dało.

Zwiastun:

Ale... to jak to, połączono się z nim na Skypie, a on odebrał i ukazał się obraz faceta śpiącego przy klawiaturze? Wygląda mi to jednak na kawał i to w dobrym stylu :)

Może się automatycznie kamerka włączyła? Nie wiem.

No ale (jeśli to był Skype) to jeszcze trzeba kliknąć "odbierz". No chyba że się połączyli 2h wcześniej, Kim Ki-Duk czekał, czekał i zasnął, śniąc o tym, że rozmawia z widzami z Polski na Skypie. Ktoś w międzyczasie zadzwonił, ale wyłączył komórkę, żeby nie przeszkadzała, no bo przecież rozmawiał na Skypie ;)

Jest 1 rozwiązanie... ale musiałabym przełamać nieśmiałość i zapytać organizatora. Na co bym nie liczyła. :P

A może to nie był Skype....

Przepraszam za odrobinę osobistą wycieczkę, ale początek notki nie koresponduje mi z avatarem autorki. Oczekiwałem czegoś o smaku red hot chilli pepers :-( Ale anegdota ze śpiącym reżyserem filmu "Sen", w dodatku śpiącym na żywo, przepyszna :-)

Oj...ja tam widzę w Natalie raczej szaleństwo i wyrzucanie negatywnych emocji. Po drodze mi obecnie z tym avatarem, więc jeśli pozwolisz - nie zmienię. ;-)

Kim Ki-duk wyciął nam niezły numer...

Pozwalam ;-)

Myślę, że taki śpiący reżyser w kontekście tego filmu, to lepsze dopełnienie nawet niż prawdziwa rozmowa :) Zazdroszczę, to chyba bardzo unikatowe wydarzenie... A film brzmi bardzo intrygująco, zwłaszcza w Twoim opisie. Ying i Yang i harmonia świata?

Kim Ki-duk znany jest z tego że nie udziela wywiadów. Zupełnie nie zdziwiłbym się gdyby to był jego mały performance, nie uzgodniony z organizatorami festiwalu.

Tak, tyle, że to nie miał być zwykły wywiad, ale też spotkanie z publicznością festiwalową.... Nie wiem już, co o tym myśleć. Może po prostu przestanę. ;-)

Film tak skomplikowany, że nawet Michuk się pogubił. ;-)

Wiesz, zdziwiło mnie, że Kim Ki-duk nie wykorzystał symbolu i symboliki Jin i Jang wprost. Może przekora? Bo sam przychodzi na myśl.

Organizator informuje: przysięgamy na Ho Chi Mina - TO BYŁ KIM KI-DUK, okazało się, że jest alkoholikiem, ma narkolepsje i nie umie obsługiwać Skype'a.

Dodaj komentarz