(zła [szkoła) zła]

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Nie jestem fanką twórczości Takashiego Miike. Nie oglądałam zbyt wielu jego filmów, a nakręcił ich mnóstwo. Reputacja Miikego zawsze nieco mnie odstraszała. Tym razem dałam się jednak skusić. I wpadłam po uszy.

„Lekcje zła” to dziejąca się na terenie japońskiej szkoły historia demonicznego nauczyciela angielskiego, który doprowadza do masakry uczniów (i przy okazji kilku nauczycieli). I to nie w sensie metaforycznym, tylko jak najbardziej realnym. Ma broń i chętnie jej używa. Najpierw są to pojedyncze osoby, mordowane poza terenem szkoły, a potem wielki finał.

Podobno można się w tym filmie dopatrywać krytyki japońskiego systemu edukacji. Podobno film ten może mieć też wydźwięk metafizyczny – dotyka przecież fundamentalnego problemu zła. Podobno. Na pewno jest przerysowany do granic możliwości i czerpie z bogatego dorobku wszelkiego rodzaju filmów, w których przemoc jest na pierwszym miejscu.

To, że rzecz dzieje się w szkole na pewno nie jest przypadkiem. Coś jest w interpretacji , według której krytyka dotyczy szkoły jako opresyjnej instytucji. Od razu przypomina mi się scena z jednym z uczniów, który najpierw na lekcji deklaruje przed swoim nauczycielem angielskiego, że się chce dostać na konkretny uniwersytet, a potem w trakcie masakry, postrzelony, krwawiący ledwo wymawiając słowa szepcze jeszcze raz to samo do swojego zabójcy. Takich groteskowych scen, niekoniecznie związanych z tą interpretacją jest w filmie wiele. Leje się dziecięca krew, a my, widzowie, śmiejemy się pod nosem.., w który reżyser właśnie dał nam prztyczka.

Dlatego ten film skojarzył mi się z jednej strony z „Battle Royale” Kinji Fukasaku, a z drugiej z „Funny games” Michaela Hanekego. Jest też jeden element, który przywodzi na myśl „Nagi lunch” lub „eXistenZ” Davida Cronenberga. Innymi słowy – dobre skojarzeniowe towarzystwo.

Film obejrzałam podczas:

No nie wiem, czy się śmiejemy. Ja tam się nie śmiałem, choć fakt, że nie potraktowałem seansu całkiem serio. Nie wiem, czy dobrze jest się karmić takimi obrazami... Inne skojarzenie to Mechaniczna pomarańcza (przemoc jak na fermie (sic!) + melodia sadysty).

Świetne skojarzenie! Ja też nie wiem, czy dobrze jest takie filmy oglądać.. ale widocznie mamy taką potrzebę, skoro to robimy.

Chyba chodzi o to, żeby się skonfrontować ze swoim lękiem, co warto czasem robić. Tylko sam się dziwię swoim reakcjom, bo niby oglądam z moralnym oburzeniem, ale widzę zarazem, że to oburzenie jest nie do końca szczere, raczej bardzo zdystansowane, hmm. No, nie będę drążył, bo temat jest śliski..

Dodaj komentarz